Rodzinnie spędziliśmy weekend na warsztatach capoeiry.
Jak powiedział mi kolega "mam zakwasy w takich miejscach, że nawet nie wiedziałam, że mam tam miejsca", a to jeszcze za słabo powiedziane. :D
Było bosko. Wymęczyłam się potwornie, z potem odpłynęły wszystkie smutki. Ant się wyszalał, Kot chyba też dobrze się bawił.
Dziś marzę o kolejnej wycieczce do Brazylii, treningach i... powrocie do dawnej figury. ;)
Dopiero na treningu poczułam jak strasznie mi tego brakowało.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
capo, to coś, czego Ci zazdroszczę ;)
Kurcze, może jeszcze zapiszę się z Małą? ;)
Zapisz się koniecznie!! Z capo niczego nie da się porównać!!
Post a Comment