Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Tuesday, May 22, 2007

jutro lecimy...

No i stalo sie... moj zoladek znowu fika koziolki, znowu niemoc tworcza mnie ogranela i torby nawet z szafy nie wyciagniete, a pranie dopiero zaczyna schnac... Jutro o 6.20 wsiadamy do autobusu, potem do drugiego, lotnisko i samolot (w czasie pisania tego zdania znowy zoladek wykonal fikolka). A potem znowu lotnisko - juz warszawskie, auto i stesknieni Dziadkowie.
A moje stesknione wlosy przypomna sobie co znaczy fryzjer. ;)
Denerwuje sie okrutnie. Pierwszy raz Lulek bedzie lecial na swoim fotelu, a nie jak dzidzia - na moich kolanach. Kot znowu zostaje w domu, a Lulek jest na etapie "tatowym". Ostatnie poltora roku to ciagle rozstania. Nigdy nie jestem pewna, ktory lot (do Wa-wy czy z Wa-wy) nazwac rozstaniem, a ktory powrotem. Denerwuje sie, no po prostu.

okulary

Zamarzyly mi sie okulary przeciwsloneczne.
Przestudiowalam trendy tegorocznej mody ;) swoja twarz i ruszylam na podboj sklepu. Wyzwanie to duze, bo zdecydowalam sie na taki zakup pierwszy raz od jakis siedmiu lat.
Pierwszy sklep: czulam sie, jakby towar zostal sprzed dwudziestu lat - te same wzory i kolory, ktorzy nosili moi rodzice; salwowalam sie ucieczka.
Drugi sklep: ceny juz od 170 euro. Szczeka mi opadla i czym predzej odkladalam je na polke, zeby nic nie zarysowac przypadkiem.
Trzeci sklep: wielkie, modne w tym roku okulary opieraja mi sie na polikach, nie zostawiajac na nie miejsca.
Czwarty sklep: z daleka widze, ze "fasony" ok, kolory tez, ceny i sie podobaja. Czyli: tu kupuje. Przymierzam te, ktore mi sie podobaja, ale na mnie nie wygladaja juz tak dobrze. Szukam sobie spokojnie, kiedy podchodzi uprzejmy Sprzedawca:
On: czy moge pomoc?
ja: nie, dziekuje. Szukam czegos, w czym bede sie sobie podobac, wiec musze to zrobic sama.
On: te sa zle (pokazujac na trzymane przez mnie upatrzone okulary) - nie pasuja do takiej okraglej twarzy.
ja (zartem, ze smiechem): ooo, jestem za gruba??
On (pelna powaga): no tak!! musi pani poszukac czegos innego - i cos mi tam podal...
Jakos mi odeszla ochota na kupowanie okularow. Wytrzymalam siedem lat bez nich, wytrzymam i nastepne siedem. ;)

Sunday, May 20, 2007

wiek

Prowadzilam dzis z Kotem dluga rozmowe o tym, kto sie komu podoba i w jakim wieku.
Zaczelo sie od mojego spostrzezenia, ze dziewczynom kolo trzydziestki zaczynaja sie podobac dojrzali faceci - jak Shon Connery na przyklad.
Kot powiedzial, ze Jemu odwrotnie - im starszy, tym mlodsze kobiety wpadaja Mu w oko (bo jak byl mlody i piekny i mial dwadziescia lat, to wolal starsze - takie "kolo trzydziestki" - gdzie one starsze?? grzecznie pytam!!).
A na dodatek moje kolezanki to juz nie dziewczyny, tylko baby (ale to z innej rozmowy).
Jakos mi sie smutno zrobilo. Naszedl mnie ten rodzaj refleksji co po "playboyu", ktory wpadl mi w rece jakis czas temu, kiedy to odkrylam, ze pieknosci w rozkladowce sa grubo ponizej mojego rocznika... niby wiem, ze to se ne vrati... ale wydawalo mi sie, ze dla Meza zawsze bede najpiekniejsza... a tu nic z tego - moge byc najukochansza, najbardziej wyjatkowo, najmadrzejsza... ale najpiekniejsza nie bede. Dziwnie mi.

Saturday, May 12, 2007

dwulatek



No i mamy... Antoni zaczyna trzeci rok. Rok temu urodziny spedzalismy w szpitalu z Malym na granicy odwodnienia. Tym razem postanowilismy sweitowac podwojnie.


Rano sniadanie w ikei - miala byc zjezdzalnia, tance, hulanki, swawole. Niestety, ikea akurat przebudowuje czesc dziecinna, wiec na sniadaniu sie skonczylo. Lulek i tak siedzial zadowolny z odmiany.


Potem wyprawa do sklepu. Antoni oniemial z radosci przy koparkach i spychaczach i z radoscia wybral sobie prezent. Ubrany w nowiutka bluze przytulil sie do kopary i slodko zasnal w wozku. W czasie snu jeszcze bardzo przypomina moja slodka dzidzie.


Zapakowalismy Spiocha do pociagu i pojechalismy do Helsinek zobaczyc miasteczko eurowizji (huk, tlum i duszne namioty ;) . ANtul obudzil sie jak dojechalismy i radosnie sprawdzal jak koparka hjezdzi po helsinskich chodnikach, brukach i trawnikach. Zdala egzamin. :)

A pod wieczor - tort w domu. Z wrazenia zapomnielismy o zdjeciu z dmuchania swieczek.

Fajny to byl dzien. Bardzo intensywny, meczacy, ale taki do zapamietania. Nie zostawil tez czasu na wspomnienia sprzed dwoch lat. Niesamowite, jak bardzo wszystko sie zmienilo tego jednego, jedynego dnia.

Thursday, May 10, 2007

Kot

Wczoraj wieczorem Kot zajmowal sie Lulkiem, a ja obok wegetowalam zaziebiona.
Kot: wiesz, ale wieczorem chcialbym sie troche pouczyc.
ja: ok, a co? Masz jutro cos waznego w pracy?
Kot: nie, chyba mam obrone.
ja: ????????????
Kot: no tak, nie jestem pewny, ale mam jakas prezentacje i to moze byc tutejsza obrona...

Wyobrazilam sobie co by sie dzialo, jak to ja bym sie bronila... Tydzien rozstawiania rodziny po katach, bo musze miec spokoj i cisze od nauki, meskie spacery, zeby mama magla zostac sama; (moje) koszmarne zdenerwowanie... a Kot na spokojnie mowi mi dzien wczesniej dwa slowa w czasie budowania klockowej wiezy.

Kot sie nie pomylil. Prezentacja okazala sie obrona. Mamy pierwszego magistra w rodzince. :D

echo

ja: Antosiu, co chcesz robic?
Ant: Robic?
ja: Chcesz sie pobawic?
Ant: Bawic?
ja: czy poczytac?
Ant: czytac?
ja: Synus, ale nie powtarzaj po mnie
Ant: po mnie
ja: tylko odpowiedz!
Ant: powiedz!
ja: to co chcesz robic?
Ant: robic?
Takie to dialogi prowadze od kilku dni z Lulkiem. Moga byc dlugie, labo krotkie, ale zawsze zyskuje tyle samo: wylacznie echo. I tak cos mi sie wydaje, ze to nasza wina. Jak Lulek rozmawia z Dziadkami przez telefon, to podsuwamy Mu odpowiedzi, zeby bylo szybciej, zeby Dziadkowie wiecej Go slyszeli... no i masz babo placek. Nauke mowienia opanowalismy, teraz od nowa bedziemy sie uczyli rozmawiac.

Friday, May 4, 2007

sauna

Jeden z moich ulubionych tekstow o Finlandii glosi, ze: "za dlugo mieszkasz w Finlandii, jesli 20st. na dworze to upal, ale 80st. w saunie to za malo". Osiemdziesiat stopni w saunie to rzeczywoiscie za malo, ale na dworze moglo by byc ze 40. :D
Raz na tydzien, w piatek wlasnie, rodzinnie udajemy sie do sauny. Zachwycony Lulek moze lac woda z prysznica po scianach, zachwycony Kot po saunie saczy piwko, a zachwycona Lulkomama wciera w siebie wszystkie mozliwe scruby kawowo-cynamonowe, odchudzacze, wyszczuplacze, antycellulitowce i inne upiekszacze. Czuje sie jak po dobrym salonie pieknosci.
Kot pochrapuje obok (rzecz to nieslychanie rzadka), Lulek poleguje z drugiej strony, a Lulkomama maniakalnie przeszukuje od nowa portale z nieruchomosciami... rzadko miewam az tak silne poczucie walki z czasem, jak przy wyszukiwaniu rzeczonego nowego lokum.

stany rozne ;)

W ciagu ostatnich dni moj slownik gwaltownie wzbogacil sie o serie nowych pojec: stan developerski otwarty, stan developerski zamkniety, stan surowy otwarty, stan oszolomienia. Ten ostatni dotyczy mnie, po tym, jak zaznajomilam sie z cenami.
Miedzy styczniem a kwietniem tego roku ceny tych samych domow wzrosly o ok. 100tys zl!! Dla mnie juz od 10000 liczba zer jest nie do ogarniecia, wiec sto tysiecy jest zupelnie abstrakcyjne, ale... pobudza wyobraznie. Ile by to bylo przed denominacja? :D

nienormalna pogoda

Wczoraj przyszli do nas zaprzyjaznieni Finowie. Zapytalam czy taka pogoda w maju (3-5st. C., albo deszcz, albo snieg) jest tu normalna. Odpowiedz: "nienormalny to byl kwiecien!! Zeby w kwietniu bylo 20st. nieeeee, tego najstarsi... (gorale?? ;) ) Finowie nie pamietaja. Ale mam sie nie martwic, niedlugo przyjdzie lato... chyba wiosna?! ten biedny narod nie wie, jak piekna moze byc ta pora roku.

Wednesday, May 2, 2007

marzenia

Tak sobie mysle... jest maj. Dzis padal deszcz, grad i snieg, a chwilami wychodzilo slonce.
Szukamy nowego lokum... idzie nam podobnie, jak przebijanie sie slonca dzisiaj.
Znalazlam to, o czym marze. Nie bede tego miec. Szukam czegos innego...
Ponoc najwspanialszy jest stan oczekiwania na spelnienie marzen, a nie - samo spelnianie. Mocno to sobie dzis powtarzam.

dodane po namysle:
nieee, to nie moze byc moje marzenie. Moje marzenie jest tansze; takie, zeby Kot sie dalej usmiechal. ;)

Tuesday, May 1, 2007

grill

A my rzeczywiscie grillowalismy na tych osmiu stopniach ze znajomymi. Bylo jak w sredniocieply dzien jesienny (lisci nadal na wiekszosci drzew brak). Dzieciaki szalaly na placu zabaw i byly wniebowziete, a my ogrzewalismy dlonie (w rekawiczkach) nad zarem. Fanie bylo. Kot przesiakl dymem i pachnie jak uwedzony. Uwielbiam ten zapach.
Od slonca nagrzala sie zjezdzalnia - polozylismy sie na niej z Kotem, zamknelismy oczy i przy odrobinie dobrej woli mozna bylo sobie wyobrazic, ze jest sie na (bardzo) wietrznej plazy, na wygodnym lezaku. Nie ma to jak grill.

Vappu

Vappu to dzien, w ktorym kazdy przyzwoity Fin grilluje. W zeszlym roku bylo 15st.C i koszamarny wiatr, nad jesiorami jeszcze lezaly resztki sniegu. Wydawalo mi sie, ze to najzimniejszy pierwszy maja z mozliwych.
Rok minal i znowu nadeszlo Vappu. Przeprowadzilam dzis taki dialog z kolezanka, ktora mieszka w Helsinkach:
ja: gdzie grillujecie?
Ona: nie grillujemy, za zimno!!
ja: jakie zimno?? Dzis 10st.C! (bylo osiem, ale zaokraglne lepiej brzmialo ;)
Ona: jakie 10? U nas zero!
ja: cos Ty, zle spojrzalas na termometr. Jest dziesiec.
Ona: cos Tyyyy?? Ale u Was lato....

Taaaa, lato dziesieciostopniowe. Chyba by Jej sie urlop w cieplych krajach przydal - w takiej Polsce na przyklad.