A my rzeczywiscie grillowalismy na tych osmiu stopniach ze znajomymi. Bylo jak w sredniocieply dzien jesienny (lisci nadal na wiekszosci drzew brak). Dzieciaki szalaly na placu zabaw i byly wniebowziete, a my ogrzewalismy dlonie (w rekawiczkach) nad zarem. Fanie bylo. Kot przesiakl dymem i pachnie jak uwedzony. Uwielbiam ten zapach.
Od slonca nagrzala sie zjezdzalnia - polozylismy sie na niej z Kotem, zamknelismy oczy i przy odrobinie dobrej woli mozna bylo sobie wyobrazic, ze jest sie na (bardzo) wietrznej plazy, na wygodnym lezaku. Nie ma to jak grill.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment