Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Friday, April 27, 2007

kubek

Jakies osiem lat temu zbil mi sie nowy, ale juz ukochany, kubek. Byl brazowo-bezowy i mial narysowane ziarenka kawy. Potracilam go, spadl i poszulam starszny zal, ze go nie ma, a byl. Ze nie da sie go zreperowac.
Od tamtej pory uczucie naglej straty czasem powraca - w zancznie powazniejszych momentach. Przeplata sie ze straszliwa tesknota, ktorej nie da sie ugasic - po prostu trzeba przeczekac.
Porod. Strata i straszna tesknota za ciaza. Zeby jeszcze choc raz, choc na chwilke poczuc kopniaczki w brzuchu, czkawke, zobaczyc odcisk stopki od srodka...
Wizyta w osrodku adopcyjnym tutaj - kaza czekac jeszcze rok na poczatek procesu, chce mi sie wyc, ale nic nie zmienie.
Pol roku pozniej - nie mozem adoptowac dziecka z Chin. Prawo swoje, a Chinczycy swoje. Nie zgodza sie i tyle. Placz i zal okrutny, z ktorym (znowu) nic nie mozemy zrobic.
Teraz - tesknota za rodzina. Okropna, silniejsza niz wydawalo mi sie, ze jest to mozliwe. Za Rodzicami, Dziadkami, Ciotkami.
Co NAPRAWDE znaczy "rodzina" czlowiek docenia dopiero, jak ja straci. Mam szczescie, bo moje stracenie jest tylko czasowe. Wrocimy do nich, znowu bedziemy razem. Choc zal mi kazdego dnia nieobecnosci w zyciu Dziadkow...
Jestem szczesciara. Emigracja duzo zabiera. Ale tez mnostwo daje, pokazuje.

Wednesday, April 25, 2007

swiatlo

Jest wielkie, bliskie, zolto-pomaranczowe, na krawedziach drzace; gorace. Powoduje, ze chce mie sie tanczyc i spiewac. Slonce. Takie mam teraz - powracajace - marzenie senne.
Niech juz przyjdzie, nie da sie tyle zyc bez niego.

Tuesday, April 24, 2007

zguba

Na ogrodzonym placu zabaw Lulek sie bawil a ja czytalam ksiazke. Smieciarze chodzili i oczyszczali smietniki, wiec co chwila sprawdzalam czy Go widze (boi sie doroslych facetow). Patrze - jest. Patrze 30 sekund pozniej - nie ma. Kamien w wode. Smieciarze odjechali. Bylam daleko, wiec spokojnie wstalam i zaczelam sie rozgladac. Nie ma. Wiedzialam, ze nie dalby rady w ciagu tych 30 sekund niepatrzenia wyjsc za teren ogrodzenia. Poszlam tam - nie ma. Ogladam wszystkie zabawki - nie ma. Nie mam juz gdzie sprawdzic. Wiem, ze sam nie wyszedl i widze, ze Go nie ma. W glowie przewinely mi sie wszystkie filmy typu "okup" - smieciarze znikneli razem z moim dzieckiem!! Zaczelam Go wolac. Uslyszalam straszny, bardzo stlumiony placz. Uznalam, ze to z pobliskich blokow krzyczy noworodek. Po chwili ucich. Znowu krzycze - znowu slysze. Ja milkne - placz milknie. Juz wiem, ze to moje dziecko, ale NIE MA GO!!! To bylo najdluzsze 30 sekund w zyciu i choc nie mialam czasu, zeby napawde spanikowac, to zrozumialam co czuja matki dzieci zaginionych/porwanych. Przeciez bylam obok, przeciez patrzylam, a stracilam Go!!

Antos prawdopodbnie spadl z piaskownicy. Lezal wzdluz desek ja okalajacych, ktore maja 20cm wysokosci, twarza w ziemi, ze 2-3 metry ode mnie, ale ziemie mial tez w buzi, stad wytlumienie. Byl mocno rozbity i bardzo przestraszony.
Sladu na buzi juz nie ma. Zostal w mojej glowie.

Monday, April 23, 2007

zakupy

Pojechalismy do ikei kupic segregator na cd. A przede wszystkim po to, zeby Lulek sie z dziecmi wybiegal, pozjezdzal na zjezdzalni, wyprobowal ichnie sprzety - zeby Go nie roznioslo w domu, bo na dworze obrzydliwie i po godzinie oboje przemarzlismy na kosc.
No wiec - pojechalismy.
Kupilismy: namiot dla Lulka, minipluszaka dla Lulka i zestaw misko-kubkowy dla Lulka. O segregatorze zapomnialam.
W domu namiot okazal sie byc znacznie wiekszym, niz nam sie w ikei wydawalo; zajal 3/4 pokoju Lulkowego. Wywedrowal wiec do duzego pokoju, zeby bylo bezpieczniej. Lulek wciagnal do srodka ksiazki i zapadl w lekture. Super. Dobranocka byla ogladana z namiotu, kaszka zjedzona w namiocie. Jest godzina 22.00. Lulek z wrazenia nie chce spac - mowi o "plesencie". A biedne plyty dalej leza na stosiku i czekaja na swoj segregator. Nie ma jak rodzinne zakupy.


Sunday, April 22, 2007

ide spac...

Kiedys czytalam taki zart i zasmiewalam sie do lez. Teraz... jakos mnie , kurcze, nie smieszy:
Kot mowi: "ide spac" - poleguje chwile przed telewizorem/komputerem i idzie spac.
Ja mowie: "ide spac" - siadam przed komputerem, przelatuje fora,czytam gazete, zagladam na blogi; ide sie wykapac, przysiadam na fotelu. "Ide spac" powtarzam, zbieram resztki rozrzuconych zabawek, skladam ubrania, ogarniam kuchnie, przygotowuje nocnik na rano. "Ide spac" potarzam po raz drugi, przechodze po calym domu otwierajac/zamykajac okna na nocne wietrzenie, "ide..." "No to idz" wygania mnie Kot, bo wie, ze inaczej bede tak dreptac pol nocy. Tylko - w przeciwienstwei do zartu - u nas nie jest tak, ze Kot robi malo. On najpierw prasuje sobie ciuchy do pracy, robi kanapki, kapie sie, a dopiero potem mowi, ze pora spac.
A mi jakos zal sie z tymi dniami zegnac. Ot, kobieta.

Saturday, April 21, 2007

Szczescie

Leniwe, rodzinne popoludnie. Siedze z kawa na fotelu. Na kolana wpakowalo mi sie Szczescie i wymyslilo super zabawe.
Wsadza mi paluszek w jedno oko, potem w drugie i mowi "dobranoc".
Potem czesze mi brwi szczotka do pastowania butow (pewnie tak wymyslono barwiczke). Te zabiegi wytrzymuję z powaga. Ale jak czuje szczotke na brodzie* i spod zmruzonych oczu widze Lulka z nabozenstwem czeszacego mi brode... parskam smiechem. A Lulek ze mna. Co ktores przestanie sie smiac - zaczynamy od nowa. Glupawka gotowa. Po chwili Dziecie powaznieje, wsadza mi paluszek w jedno oko, w drugie, mowi "dobranoc" czesze brwi i brode... parskam smiechem, Lulek tylko na to czeka... i tak w kolko.
Takie to Szczescie przysiadlo mi na kolanach.

*Kot codziennie szczotkuje brode. Akurat tego Dziecie samo nie wymyslilo. Tyle, ze Koci zarost mocniejszy od mojego. ;)

Friday, April 20, 2007

piątek

Nie lubie piatkow. Net pustoszeje, fora zamieraja, maile nie przychodza, gad milknie, skype cichnie. W sumie to dobrze, bo znaczy, ze piatek jest dniem rodzinnym... Tylko szkoda, ze nie u nas. Kot przy kopie walczy z magisterka. Lulka roznosi, a ze jest na etapie "nie", to ciezko o jakakolwiek wspolprace. Leje tak, ze spacer odpada.
A ja klikam po kolejnych stronach i szukam czegos, zeby mysli zajac...
Oby do... wiosny??

Thursday, April 19, 2007

patriotyzm

Monsieur Giertych marzy o wprowadzeniu przedmiotu "patriotyzm" do szkol. Tylko nie wiadomo do konca jakby tego nauczac. To ja mam rade: emigracja. Chocby na chwile. Szybko pokazuje co sie liczy w zyciu i dlaczego.

Wednesday, April 18, 2007

akuracik

Zginal jeden brat probujac zabic mame z innej rodziny. Drugi brat chcial go pomscic i zabil te mame na smierc, a przy okazji sam prawie zginal. Trzeci brat postanowil ich pomsici i mordowac cala rodzine tejze mamy. Potem okazalo sie, ze ten drugi brat, co prawie zginal, zostal magicznie zamieniony w czlonka rodziny mamy, ale nie mial jak komukolwiek o tym powiedziec. I tak jego wlasny brat probowal go zabic. A do tego wszystkiego bylo jeszcze opuszczone dziecko zabitej mamy... a to wszystko razem w animowanym filmie, ktory dzis puscilam Lulkowi. On chyba malo zlapal, ja splakalam sie okropnie. Teraz jakos musze Mu wytlumaczyc, dlaczego dziecko zostalo bez Mamy, dlaczego bracia zabijali bezmyslnie, dlaczego czasem myju-myju powoduje, ze ktos usypia na zawsze i na czym polega happy end, jesli tyle ludzi i zwierzat umarlo. Akuracik dla dwulatka.

Sunday, April 15, 2007

madrosci maminej mi brak ;)

Niech mi kto madry napisze, co ja mam robic, jak mojemu dziecku inne dziecko zabawki wyrywa?? Lulek silniejszy, ale puszcza, placze wielkimi lzami i po pomoc do mnie idzie. I co?? Mam wyrwac temu dziecku i Szyneczkowi oddac?? Bardzo chetnie, ale jakos mi glupio tak na slabszych sie wyzywac...
wytlumaczyc, ze musi oddac?? super, tylko jezyka wspolnego brak...
czekac na reakcje rodzicow?? hm... powiedzmy, ze moge sie nie doczekac...
no wiec co, grzecznie pytam??
Ucze Lulka, ze ma nie puszczac, krzyczec nie wolno! i w najgorszym razie - wyrywac i uciekac... ale jakos tak malo... honorowo mi sie to wydaje.
No, niech mi ktos madry napisze... co ja mam robic??

sniadanie

Siedzialam wlasnie w laziece wklepujac w siebie tysiac kremow: jeden zeby mi sie pupa podniosla, jeden zeby brzuch sie zrobil wklesly, jeden zeby miec piekna i gladka szyje, jeden zeby buzia byla gladka, jeden.... i tak do tysiaca. Nagle slysze puk-puk i glowe wsadza... nie, nie Lulek; tym razem Kot: Kochanie, pospiesz sie, sniadanie czeka! Przestalam Go sluchac rozplywajac sie z radosci, ze tak o mnie dba... a trzeba byl sluchac... Calosc brzmiala tak: Kochanie, pospiesz sie, sniadanie czeka! Az je zrobisz. :D

Saturday, April 14, 2007

Malenstwo

Lulek przezyl dzis szok- spotkal pieciomiesieczna dzidzie.
Potem szok przezylismy my - Antos dzidzie glaskal, zabawial i opowiadal jej wszystko: Dzidzia zobacz, to mama!!, dzidzia zobacz, tata gra, dzidzia!! patrz!! Jak oporna dzidzia nie chciala odwrocic glowki, (ktora ledwo trzymala tyle czasu nad ziemia), Lulek probowal czy da sie recznie naklonic dzidzie do jej odwrocenia. ;) Bylby teraz rewelacyjnym starszym bratem.





Smieszny jest ten nasz Lulek. Sam glaskal Dzidzie, dotykal, krecil Jej glowa, ale jak dzidzia dotknela Jego buzki - pogrozil jej placem i wytlumaczyl: dzidzia, tak nie wolno!! Dzidzia widac zrozumiala, bo raczke cofnela. :)
Dzieciaki sie dogadaly i wtedy i ja moglam dolaczyc sie do zachwytow nad "wieksza i mniejsza dzidzia" (podzial Lulka).
Malenka Anita przypomniala mi czasy, kiedy to Lulek spokojnie ogladal treningi przez dwie godziny, nie placzac i nie marudzac... Mam nadzieje, ze za dwa-trzy lata Lulek bedzie najlepszym bratem, jakiego mozna sobie wymarzyc.

capoeira

Daaawno, daaawno temu, jak bylam piekna i mloda, trenowalam duzo i czesto. Tak poznalam Kota. A potem jakos tak wyszlo, ze nie mialam jak trenowac. Mam glebokie przekonanie, ze jeszcze do tego rodzinnie wrocimy. Kot bloguje o capoeirze, Lulek "kapłeje" wychwytuje bezblednie - po prostu jestesmy na nia skazani i jakbysmy sie przed nia nie bronili, w koncu znowu w niej utoniemy.
Dzis rano wyluszczylam Kotu smutny wywod, ze zle ze mna, bo jedziemy na trening, a ja juz nie mam ciagot zeby zagrac. Nie ta kondycja, nie ta sprawnosci, nie ten czas.
Trzy godziny potem poczulam znana adrenaline i nogi same zaczely mi skakac. Bronilam sie jak moglam - wzielam Lulka na rece zeby wbic nogi w podloge, skupialam sie na Nim i na malenkiej Anicie, porzuconej z boku na kocyku. Na prozno. Nogi skakaly coraz bardziej. Zagralam, co Kot uwiecznil na filmiku.
I tak sobie mysle... Finowie roznia sie od Polakow tym, ze nie oceniaja. Ani siebie samych, ani nikogo w kolko. Chca spiewac - spiewaja, chca tanczyc - tancza, chca grac - graja. Nie przejmuja sie tym "co ludzie pomysla", ani tym, czy im cos wyjdzie, czy nie. Dzieki temu zaczynajac grac czuje, ze nikomu nie musze nic udowadniac. Po prostu - gram bo lubie. Robie 10 ruchow na krzyz, ale mam z tego przyjemnosc. A o to wlasnie chodzi w capoeirze. Warto czasem sobie to przypomniec.

nieauto i niegrill

Bylismy zaproszeni na piknik. 40km od domu, grill, trzydziesi osob; chciano nas zawiezc i odwiezc do domu. Nie zdecydowalismy sie. Balismy sie, ze to daleko, a bylibysmy zupelnie uzaleznieni od kierowcy co do godziny powrotu (rok temu czekalismy tak na koncu dwie godziny).
Gdyby to byl wyjazd z przyjaciolmi - kiedy w kazdej chwili moglibysmy wprost powiedziec, ze mamy doscy, to ok, ale tak... przy Lulku to zbyt duze ryzyko, ze bedzie mial dosyc, ze sie zmeczy, ze bedzie przed dziecmi uciekal, ze zmarznie, zasiusia sie...
...hmmm... starzejemy sie? wyszukujemy problemy? czy tylko bardzo tesknimy za naszymi przyjaciolmi? albo za naszym autem? ;)

Wednesday, April 11, 2007

ta sama plastikowa reklamowka

Odleciala. :( A szkoda, juz zaczynalam sie do niej przyzwyczajac.
Kot smutny - nie wie, z ktorej strony wieje.

hm...?

Lulek zbudowal wieze z klockow "do samego nieba". Kot zlaczyl trzy klocki na krzyz i Dziecko uznalo, ze to samolot. Lulek zlapal samolocik i zaczal nim... atakowac wieze z okrzykiem BUM, BUM!!
Kot: hmm... no, BUM to bylo - w 2001. Maly Talibek nam rosnie??
Jakies malo poprawne politycznie te ich zabawy...

malzenskie dialogi...

Skarze sie Kotu, ze cos mi w plecach lupnelo. I teraz ani sie ruszyc, ani lezec, ani siedziec, Lulka podniesc sie nie da. Sodomia z gomoria... liczylam na odrobine zrozumienia. No i mam!!
Kot: no wiesz... ja wiem, ze przysiegalismy "w zdrowiu i w chorobie"... ale ja juz bym chcial sie doczekac na to "w zdrowiu".
Czyzby meskie wydanie empatii? :D

Tuesday, April 10, 2007

Polak Polakowi...

..a wszyscy ostrzegali: nie szukaj tam Polonii, bo to zawsze sie zle konczy. Polak Polakowi na wygnaniu wilkiem! Musialam byc madrzejsza, chcialam zbawiac swiat i udawadniac, ze to dawno i nieprawda... No to mam za swoje. Stukam sie w pusta makowke i pytam sama siebie: po co mi to bylo??

Sunday, April 8, 2007

Wielkanoc

Lulek radosnie przydreptal kilka minut po 7.00. Przed 8.00 zaczelismy sniadanie swiateczne: jajka, wedliny, salatka. Okazuje sie, ze swiateczne specjaly nie smakuja tak swietnie bez towarzystwa rodzicow, dziadkow, rodzenstwa...
O 8.30, czyli 7.30 polskiego czasu swietowanie na dzien dzisiejszy zostalo zakonczone... potem czekalismy do pore na tyle przyzwoita, zeby mozna bylo zadzwonic z zyczeniami do Rodzicow.


Życzę wszystkim Wesołych, Rodzinnych Swiąt Wielkanocnych!!


Saturday, April 7, 2007

scenek kilka z zycia Lulka

Od paru dni "rozpracowujemy" puzzle. Szlo nam kiepsko. Dzis zajelam sie sprzataniem. Nagle radosc Lulka. Biegniemy, a tu wszystkie puzzle (5 ukladanek po 4-5 czesci) ulozone!! Wystarczylo, ze mama przestala sie wtracac i dziecko sobie poradzilo.

Lulek obrazony na Kota wtulil sie w dzrewo i zamarl. Podchodzimy, zeby jakos poradzic sobie z ta ponura historia i slyszymy szepty "jeden, cztery, piec, osiem, dzisiec, szuuuukam!" i zachwycony Lulek odwrocil sie do nas buzia... nikt sie z Nim tak jeszcze nie bawil...

Siedze na kibelku i siusiam. Wpada Syn i krzyczy "o siuuusiu!!! brawo!!!"... tak sie pozbylam pieluszek. ;)

plastikowa reklamowka

Plastikowa reklamowka zawisla na drzewie rowno na srodku naszego okna salonowego. Za blisko, zeby nie widziec; za daleko, zeby zdjac.
Kot nie zauwazyl, mnie doprowadza do szewskiej pasji, bo mi widok psuje.
ja: no patrz!! Taki wiatr, a ona nic, majta sie, majta a odleciec nie chce!! Bedzie tak teraz wisiec nastepne dwa lata.
Kot: ale to swietnie, ze wisi!! widac, z ktorej strony wieje!
To wlasnie roznica w meskim i zenskim postrzeganiu swiata.

Wednesday, April 4, 2007

Rodzice

Doszlam do wniosku, ze zaczelam Rodzicow traktowac tak samo jak Antosia.
Tlumacze od nowa i od nowa to samo, powtarzam, spokojnie, cierpliwie.
Potem Oni mowia, ze juz wszystko wiedza i.... pytaja o to samo, albo robia kompletnie zle.
Wiec ja jeszcze raz, i jeszcze... i tak samo jak po rozmowie z Antosiem, nigdy nie jestem pewna ile zrozumieli. Staram sie nimi opiekowac (na odleglosc): pilnowac czy wzieli lekarstwa, czy poszli do lekarza, czy trzymaja diete.
W srodku czuje sie jeszcze ich malenka coreczka, o ktora dbaja, ktora chronia. Ale za zawnatrz... juz nie moge. Troche mi smutno. Tesknie za tymi Wszystkowiedzacymi, Wszystkomogacymi Rodziami.

Monday, April 2, 2007

szczescie

Zachodze w glowe czemu trzeba zderzyc sie z czyims nieszczescien, zeby uswiadomic sobie wyraznie (i docenic) ogrom wlasnego szczescia - ze jestesmy zdrowi, ze sie kochamy, ze mamy rodziny i przyjaciol.
To takie szczescie z lękiem i strachem w tle.

Sunday, April 1, 2007

dialogi z Lulkiem

wczoraj: klecze kolo Lulka, nagle dostaje piescia w ramie
ja: auuu, boli!
Ant: psieplasiam Mamusiu, kocham!!
ja: (nic, bo oniemialam).

dzis: Jadlam lody, ktorych Lulek nie dostaje. Lulek stal obok.
Ant: co to?
ja: lody
Ant: poplosie
ja: nie Kochanie, to sa lody czekoladowe i jestes za maly, zeby je jesc
Ant: (daje mi buziaka)
ja: (caluje Anta), ale lodow nie dostaniesz.
Ant: Mamusiu! Kocham!!
ja: ja tez Cie kocham, kochanie, ale lodow Ci nie dam.
Ant (przytula)
ja: poglaskalam, wycalowalam... ciezko bylo nie dac, ale wytrzymalam.
Skad Mu sie biora takie zachowania??

daty

Walczylam dzis rano (z pomoca Kota) z datami i godzinami na blogu, bo cos mi sie psulo. No i wywalczylam, niby ok, ale miesiece po polsku to, np. 1 kwiecien 2007, a powinno byc 1 kwietnia. Przeszkadza mi to okropnie, moge wrocic do angielskiego?

samotnosc

Ogladalismy wczoraj "cast away". Film, w ktorym Tom Hanks przez cztery lata walczyl z samotnoscia i przeciwnosciami losu na bezludej wyspie. Ale najbardziej samotny okazal sie jak juz zostal odnaleziony; jak okazalo sie, ze Ci, do ktorych najbardziej tesknil maja juz swoje, nowe zycie.
Mam nadzieje, ze nie czeka nas to po powrocie do wytesknionej Polski, do Przyjaciol i Rodziny.