Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Friday, September 18, 2009

czas to nie panaceum

Zastanawiam się jak po 40 latach może się komuś odmienić sposób rozumowania o 180stopni. Wszystkie zasady moralne, etyczne, emocje. Wszystko.
jak można się odkochać, odtęsknić, odmężować, odojcować, oddziadkować.
To nie prawda, że czas leczy rany. Nie leczy. Tylko uczy z nimi żyć.

Saturday, July 18, 2009

mgr.

Trzy magiczne literki. Po jedenastu latach trudów - dziś mi się udało.
Jestem skończona. ;)

Thursday, June 25, 2009

duchota

Przez tydzień pisałam magisterkę. To był chyba największy umysłowy wysiłek w życiu.
Stworzyłam 75 stron. Dobrych, choć nie idealnych.
Zawieźliśmy to do Olsztyna - dzięki Bogu Kot prowadził. Ja doszłam już wtedy do takiego zmęczenia, że wszystko widziałam za mleczną ścianą.
Dzień później promotor odesłał mi z poprawkami.... wsiąkła... jak nie przyjdzie dziś, to przerzucamy się (znowu ścigając się z czasem) na drogę elektroniczną. Nie do końca rozumiem, czemu od razu nie mogło tak być?

Mija czwarty dzień bez pisania, a ja wciąż nie mogę odetchnąć. Śpiąco, duszno, nieprzytomnie. Marzę o dobie wolności.

Siedzę pod klimatyzatorem i jak ryba wyjęta z wody nerwowo łapię każdy oddech.
Oby do burzy. Może wtedy się uda pooddychać.

Wednesday, June 17, 2009

mgr.

Walczę zawzięcie o te magiczne trzy literki. I kropeczkę.
Wczoraj dowiedziałam się, że po 11 latach osiągnęłam upragnione absolutorium (je się osiąga? zdobywa? czy "ma" po prostu?)
Teraz piszę, piszę, piszę... powinnam 15 stron dziennie, ale daję radę 10. Za mało.
Jeszcze tylko kilka dni... oby przetrwać.

Monday, June 15, 2009

31

Wczoraj skończyłam 31 lat. Strasznie to poważnie wygląda (i brzmi).
A ja jakbym się coraz młodziej czuła...
- mam w końcu okulary i lepiej widzę
- ubywa mi kilogramów i łatwiej mi się rusza
- powoli zaczynam kończyć szkołę i (jeszcze wolniej) przypominam sobie jak to jest mieć wolny czas i bez wyrzutów sumienia NIC NIE MUSIEĆ.
Jest fajnie.

Tuesday, June 2, 2009

przychodzi Ant do lekarza...

Kot bawił się z Lulkiem w lekarza. Kot to doktor, Ant - pacjent.
dr: co Panu jest?
Ant: mam żonę!
dr: i to Pana dolegliwość?
Ant: tak
dr: oooo, to na taką dolegliwość, to ja panu nic nie pomogę. siebie też nie umiem wyleczyć. :hahaha:

Sunday, May 31, 2009

kreska

W wersji "kapeć domowy" zaległam na kanapie nad magisterką. Rozciągnięty dres, stara, ukochana bluza i błędny wzrok. Wszedł TaTolek. Oooo, jak super wyglądasz? Pomalowana jesteś? Co się zmieniło??
No fakt, miałam resztki rozmazanej kreski na oku. Nie wiem jak On to wypatrzył.
A mówi się, że faceci nie zauważają takich drobnostek.
Fajny ten TaTolek.

Wednesday, May 13, 2009

piąty rok

Dziś Antoś ma pierwszy dzień piątego roku życia.
Jest już dużym, mądrym i straszliwie wrażliwym chłopcem.

i nikt nie pamięta już, że okolice urodzin są dla mnie bardzo ciężkim czasem. poza tym, że szczęśliwym.
Dziś znowu popłynęły mi łzy jak usłyszałam karetkę. I znowu modliłam się, żeby zdążyła na czas.
Tak jak moja zdążyła 4 lata i jeden dzień temu.

najbliższa rodzina

Powiedziałam wczoraj własnemu Ojcu, że nie należy do grona najbliższej rodziny. Nie chciałam, samo wyszło. Widać siedziało gdzieś głęboko, ukryte.
Poza tym, że Ojcem jest się "z przydziału", to także pracuje się na to całe życie, każdego dnia. Byciem obok, po prostu. Mój Ojciec sam wycofał się z mojego życia rok temu. Telefon/wizyta raz na miesiąc nie wystarczy. Nie ma pojęcia co u mnie słychać, o czym myślę, czym się martwię. Nie chodzi o to, że nie pomaga. Tylko, żeby był. I żeby był uczciwy.
Nie ma Go. A jak już jest - to na bakier z prawdomównością.

Jest mi okropnie, okropnie źle.
Łzy same lecą
ale musiałam.
żeby chronić Tolka, TaTolka i siebie.

Wednesday, April 8, 2009

słowo

... chyba jestem już z "innych czasów". Za moich czasów jak ktoś dawał słowo - czegoś się podjął, coś obiecał, to już nie trzeba było potwierdzać, dopytywać czy aby na pewno, sprawdzać czy coś się nie zmieniło.
A teraz... teraz jestem traktowana jak dinozaur, bo:
- wymagam od facetów bycia męskimi, od kobiet - kobiecymi,
- bo daje dzieciom prawo do bycia dzieckiem,
- bo jak obiecuję, to dotrzymuję.
Może to ja jestem jakaś dziwna??

Monday, April 6, 2009

szczęście

Usiadłam sobie rano z kawą na progu. Wystawiłam nogi do ogródka.
Posłuchałam ciszy i ptaków.
Powąchałam parujący kubek.
Pooglądałam pole drżące w ciepłym powietrzu nad kawą.
I pomyślałam... : tak chyba wygląda szczęście??

Wednesday, March 18, 2009

tam-ti-tam-ti-tam-tam-tam

tam-ti-tam-ti-tam-tam-tam
tam ti, tam ti, tam, tam

Codziennie parę minut po 7.00 ośmioletnia sąsiadka z góry dorywa się do pianina i wybija te par dźwięków. Codziennie budzi mnie i TaTolka.
Codziennie, parę chwil później, wychodzi zadowolona do szkoły.
Codziennie urywa nam tym godzinę spania.
Wyglądam jak zombie, boli mnie głowa. Noc jest od nauki i planowania mieszkania. Czasem - do pracy.
Ranek mógłby być od odsypiania, ale przecież 7.00 to już nie cisza nocna...

Tuesday, March 17, 2009

mieszkanko

"Zaczynamy kończyć" nowe mieszkanko.
Dziś, zasuwając na kolanach ze szczotką-zmiotką i odkrywając radość pierwszego sprzątania, pierwszy raz poczułam taką prawdziwą iskierkę radości - że to rzeczywiście nasze, że jest, rośnie, nabiera charakteru. Fajne uczucie.
Jak tylko uda mi się przestać myśleć o Najgorszym - jest dobrze.

kłamstwo...

...jedno rodzi drugie, ciągnie za sobą trzecie, a czwarte wychodzi już samoistnie. Kolejne sypią się jak domino i jest już bardzo, bardzo trudno przyznać się, do tego pierwszego... i jak widzę - najłatwiej brnąć dalej nie bacząc, że przy okazji robi się z siebie konkursowego idiotę.
Ot, życie.

Sunday, March 15, 2009

gorączka sobotniej nocy

Pozbyliśmy się Tolka,
poszliśmy na imprezę.
I jak zawsze, kiedy idziemy mało chętnie, było bardzo fajnie.
Choć nie umiem się do końca wyluzować i nie myśleć co słychać o Tolka.

Wednesday, March 11, 2009

judo

Tolek jest małym judoką. Oszalał na punkcie treningów (lub dziewczynki w różowej bluzeczce, która trenuje ;) ).
Poszłam dziś zobaczyć co to, jak wygląda, "z czym się je".
Byłam dzielna.
Ale jak zobaczyłam, że jakiś chłopczyk zaparkował kolanem w skroni mojego synka - wymiękłam.
Antul płakał, tamten bidul nie mógł nawet stanąć tak go bolało.
Ostatnie 20minut czekałam na chłopaków w aucie.
To męskie miejsce i miejskie sprawy.

Friday, March 6, 2009

1-2-3-4

1-2-3-4
Zaczęliśmy proces adopcyjny jeden rok, dwa miesiące, trzy tygodnie i cztery dni temu.
Dzięki nic nie znaczącej linijce internetowej zobaczyłam dziś właśnie.
1-2-3-4 maszerują oficery...
Ciekawe ile jeszcze?

:(

Opłakuję, że już nigdy nie usiądę przy kawie z moimi rodzicami i nie opowiem im, co u mnie słychać. Że nie spędzimy razem Świąt, urodzin Antosia, że nie będą razem jak powiększy nam się rodzina.
Będzie zawsze albo jedno, albo drugie. I dwie opowieści.
A życie mam jedno i nie zamierzam go dzielić na dwa.

BaTolka radzi sobie świetnie i jest z każdym dniem mądrzejsza.

Teraz czas na moja żałobę. Teraz już mogę.

Tuesday, March 3, 2009

cienka czerwona linia

Za oknem szaro, buro i ponuro.
Ale to nic w porównaniu z klimatami, które mi "w duszy grają".
TaTolek dwoi się i troi, żeby było mi lepiej.
Tolek po prostu jest.
Nie wiem jak bym bez nich wytrzymała...

... od miłości jest tylko krok do nienawiści...
cienka czerwona linia
przekroczymy ją czy nie?
to zagadka na teraz...

Monday, March 2, 2009

akumulatorki

... mi się wyczerpały.
Doładowuje się je słońcem, takim koło 25st. C.
Szukamy prostownika.

jeju...

Jeju, już marzec!! Złapałam się za głowę, zrywając kolejną kartkę z kalendarza... dopiero zrywałam styczniową...
Ale przynajmniej zauważyłam, że luty był. To już postęp. Stycznia w tym roku nie było.

Friday, February 27, 2009

nijako

Szaro, buro i nijako.
Za oknem paskudnie; wieje za bardzo, żeby świeżo wyleczonego Antulka zabrać na spacer.
W domu brakuje nam przestrzeni i powietrza, a gry wychodzą nam już wszystkimi możliwymi dziurkami.
U TaTolka w pracy... hm... intensywnie.
BaTolka wyjechała.
DziaTolek poleciał.
Nijako.
Jedyne, na co czekam (ze strachem) to potężne kolokwium zbliżające się zdecydowanie za szybko.

Tuesday, February 24, 2009

rozmowa

Ciężko rozmawiać nie mówiąc nic na zasadnicze tematy. Bo one - nawet nie poruszane - są obok. Męczą i kiszą atmosferę, choćby nie wiem jak ludzie byli sobie bliscy.
Jechaliśmy koło siebie zamknięci w puszeczce czterech ścian mojego matiza. Rozmawialiśmy na tematy pogodo-pochodne.
Męczące.
Nic już nie będzie, jak było.
Choć bardzo mi pomógł jadąc z nami.

lenistwo

No i mam. Pierwszy raz w życiu mam "zwolnienie na opiekę nad dzieckiem". Fajne uczucie, bo Małemu gorączka przeszła, antybiotyk działa, więc stresować się za bardzo nie muszę; od jutra możemy iść na spacery. Odpoczniemy razem, spokojnie, zupełnie bez pracy.
Aż mam wyrzuty sumienia za takie lenistwo.

Sunday, February 22, 2009

angina ropna

...nas dopadła. W piątek 40,5 st. C. W sobotę rano 39 st. C.
Ból głowy, rączek, nóżek, zębów, brzuszka.
Lekarka, która coś podejrzewa, przepisuje sto leków i każe czekać z podaniem ich
Wykupujemy i czekamy.
Wieczorem cudowne ozdrowienie. Brak temperatury, kataru, kaszlu.
W niedzielę rano oczy królika - popękały przez noc naczynka. Innych objawów brak.
W niedzielę wieczorem zajrzałam do gardła i nauczyłam się rozpoznawać anginę ropną. Choć nie widziałam tego nigdy wcześniej, mam 100% pewności, że właśnie tak wyglądające paskudztwo nazwałabym ropną (anginą).
Humor dopisuje, innych objawów brak.
Trzeci antybiotyk w czteroletnim życiu.


Do tego: TaTolek w pracy, MaTolek w szkole, w nowym mieszkaniu ruszyło w sobotę wykańczanie, Babolek (BaTolek) wyjechała.
Za oknem piękny śnieg (mniej mi się podobał, kiedy utknęłam w korku przed Serockiem).

Opowiadałam dziś komuś dlaczego adoptujemy kolejne dziecko, czemu go nie urodzę.
Przypomniało mi się, jak wspaniałe jest to, że wszyscy żyjemy, jesteśmy razem.
I że jesteśmy zdrowi (angina nie kwalifikuje się tu do nazwania chorobą).

Friday, February 20, 2009

"brudny stół" Durczoka

Wydaje mi się, że zachowuję się na ogół tak samo. Niezależnie od tego czy ktoś mnie widzi, słyszy.
Wydaje mi się, że dziennikarze, aktorzy, ludzie kultury powinni jednak tę kulturę krzewić.
Wieki temu byłam chyba na "martwych duszach" Gogola we Współczesnym. Spektakl kończył się, aktorzy trzymając się za ręce pięknie się kłaniali. Kowalewski potknął się, odwrócił głowę do stojącego obok aktora odezwał się piękną polszczyzną: "mało się nie wypier....". Nie był to szept sceniczny, ale i tak usłyszało go dużo za dużo ludzi. Oklaski w pierwszych rzędach jakby zamarły z wrażenia.

Nieświadomy nagrania Durczok dał wyraz swojemu niezadowoleniu z powodu brudnego stołu.
Z lekka mnie zatkało. Który Durczok jest prawdziwy? Ten codzienny, grzeczny i układny? Czy ten ukryty?
Tak ładnie napisał Palikot na swoim blogu: http://palikot.blog.onet.pl/2,ID365355582,index.html

Dziennikarze bronią Durczoka, że to normalne - stres, tempo pracy, sytuacja.
Dla mnie to normalne nie jest, niezależnie od sytuacji.

Nie ma już ludzi, którzy zostają kulturalni nawet w samotności?

Thursday, February 19, 2009

rodzina

Założyła czyjś sweter, czyjeś buty, czyjeś spodnie. Na koszulę nocną.
Otworzyła okno.
Chciała uciec.
Osiemdziesięcioletnia zagubiona staruszka.
Powstrzymano Ją.


Odśnieża chodnik przed domem. Tęskni. Płacze.
Rozpamiętuje wszystkie życiowe decyzje i płacze jeszcze bardziej, że nie były inne. Że były tylko Jej.
Samotna niespełna sześćdziesięciolatka.


Odwiedza Mamę. Myje, pielęgnuje, przebiera, uspakaja.
Złamany życiem sześćdziesięciolatek.


Nic nie mówi. Pracuje. Nie dzwoni. Nie pyta.
Zszokowany dwudziestopięciolatek.


I ja.
Moja rodzina.


I Tolek i TaTolek, których znowu zaniedbuję. Ale nie chcę im mówić o moich starszakach, a o czym innym - nie umiem.

Wednesday, February 18, 2009

człowiek jako połówka pary

Dobieramy się w pary.
A potem nagle zaczynamy narzekać - że nie sprząta/że tylko sprząta, nie chce tańczyć na imprezach/tylko by tańczył(a), w domu siedzi tylko w rozciągniętym dresie. ...
Akceptujmy drugiego człowieka w całości, albo szukajmy ukochanego/ukochanej do skutku.
Nie zmieniajmy nikogo na siłę, nie zmuszajmy do zmian.
Nie łammy nikogo na obraz i podobieństwo swoje.
To się źle kończy.

Monday, February 16, 2009

alzheimer

Ładne, niewinne słówko. Trochę jak rasa psa.
Dopada i powolutku zmienia człowieka w bezrozumne zwierzątko.
Najpierw były odpływy i przypływy świadomości.
Mylenie syna z dawno nieobecnym mężem.
Głupoty robione na każdym kroku, zacinanie się na najprostszych czynnościach (jak włączyć telewizor, zagotować wodę).
Potem przeklinanie (na szczęście "dupa" to najgorsze znane jej przekleństwo).
Potem zaczęły się ucieczki.

We worek przeprowadzka do ośrodka zamkniętego. Zagraża sobie i wszystkim w koło.
Życie jest smutne.

:(

Teczka, walizeczka, walizka, waliza - powoli sobie ewaluowało. Urosło do rozmiarów potężnych i poszło w siną dal.
Teraz muszę Ją przekonać, że to dobrze i że życie się nie kończy.

Monday, January 26, 2009

szkoła

Rozpętałam dziką awanturę. Nie chciałam. Na "samej górze" rzucają słuchawkami, starszą się prasą, żądają pisemnych wyjaśnień. Czekam czy przy okazji i mnie ten huragan zmiecie z powierzchni życia studenckiego, czy jednak student ma szansę na przetrwanie.
Na początku byłam pewna swego. Teraz - tylko czekam i już niczego nie jestem pewna.