Wstyd się przyznać, ale do tej pory strasznie walczyłam se sobą, żeby czytać Małemu. Tj. wiedziałam, że powinnam, ale jakoś nie sprawiało mi to radości. A Mały wytrwały jest i może słuchać dłuuugo.
Po zaledwie trzech latach odkryłam w czym pies pogrzebany: nie lubię wierszyków!!!
Brzechwę i Tuwima - ok. Ale te wszystkie rymy częstochowskie nowej generacji doprowadzają mnie do białej gorączki. Szczęściem Tolek właśnie wszedł w okres Lindgren, Frączek, Lulaków, Poczytajek, Franklina, rycerzy, bohaterów, księżniczek i potworów. Czytamy godzinami i jest nam bosko, a ja gwałtownie przypominam sobie jak to było w tym Królem Arturem, okrągłym stołem.
Tolek powoli przekonuje się, że czytanie jest znacznie fajniejsze od oglądania bajek, a ja już znowu wiem co takiego rewelacyjnego jest w czytaniu: tu nie mam podanego wszystkiego na tacy, mogę wyobrazić sobie jak wygląda to, o czym czytam.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment