Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Thursday, July 12, 2007

a po burzy...

...wyszlo slonce. Od razu wszystko wydaje sie lepsze, milsze i latwiejsze. Rano Lulek pomaszerowal z Kotem do przychodni. Wiemy tyle samo, ile wiedzielismy. Pan doktor byl chory... no, moze nie chory, ale nie do kona naumiany sztuki, wiec niczego madrego nie wymyslil. Znowu blogoslawimy lekarke z PL, ktora zaopatrzyla nas w "leki na wynos" i dzieki temu trzeci raz w ciagu miesiaca poradzilismy sobie sami.
Potem poszlismy do asukaspuisto-czyli na szczerze nienawidzony przeze mnie plac zabaw (i uwielbiany przez Antka). Po roku chodzenia tam pare razy w tygodniu finskie mamy nie mowia nam nawet dzien dobry... dziwne. Albo moze ja jestem dziwna, ze spodziewam sie chocby usmiechu. Na szczescie Lulkowi do szczescia wystarczaja tamtejsze koparki. Zaliczylismy tylko dwa zgrzyty jezykowe - tj. Lulek cos mowi, dziecko nie rozumie i.... raz sie skonczylo na rzucie kamieniem (Lulek; spalilam sie ze wstdu, nie wiem skad u Niego takie odruchy), drugi raz na przepychaniu i Lulkowym a-sioooo.
Po powaznej rozmowie z Kotem postanowilam byc lepsza zona i obiecalam zrobic obiad... jakis kwadrans pozniej zasnelismy z Lulkiem snem kamiennym i obudzil nas dopiero popracowy Kot.
(...) a wieczorem pojechalismy do CH. Lulka udalo sie spacyfikowac - mierzyl ze mna buty, przymierzal torebki i nawet laskawie sam zalozyl kapielowki. Panowie obkupieni, ja zadowolona.
Zycie jest znowu piekne! (A za dwa dni przyjezdzaja Rodzice).

No comments: