Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Tuesday, July 31, 2007

niech zyja tirowcy!!

Pare dni po tym, jak Rodzice do nas dotarli, zaczelo im szwankowac auto. A to wsakazniki glupialy, a to klimatyzacja padla, a to akumulator wysiadal. Dzien przed planowanym powrotem padlo w trupa. W kolejnych warsztatach panowie rozkladali rece i podawali trzytygodniowy termin oczekiwania na zepsuta czesc. W koncy trafil sie smialek, co podjal sie naprawy. Kosztowalo znosnie, trwalo w sumie cztery dni. Uprzedzil, ze laternator wymienil, ale jednej czesci w Finlandii brak, wiec ja reperowali, zeby Rodzice mogli wrocic, ale trzeba to wymienic. ok. Z szesciodniowym opoznieniem we wtorek, 31 lipca, Rodzice wyruszyli autem zapakowanym pod sam dach (doslownie) naszymi rzeczami.
Odplyneli rano z Helsinek do Talina. O 16.00 zadzwonili: auto rozlecialo sie pod Ryga - ta regenerowana czesc nie wytrzymala. Ktos z Polski musi po nich przyjechac i ich sholowac. Nie maja juz kasy, nie ma kto przyjechac. Auto zapakowane na full, ciezkie jak cholera. Dupa wielka. Crying or Very sad

Pol godziny pozniej okazalo sie, ze duch w narodzie nie zginal!! Laughing Laughing Laughing
Rodzice mieli dzikiego farta. Zepsuli sie obok polskiego tira. Facet zobaczyl, ze maja problem i... zabral ich do srodka, razem z autem, bo mial pusta przyczepe. Nie mieli jak wjechac, bo tir wysoki, a nie mial podjazdu - 10 osob wpychalo saxo po deseczkach, ale sie udalo!! Reszte drogi przebyli w komfortowych warunkach za symboliczne pieniadze.
Sa juz w domu, cali i zdrowi. Saxo w warsztacie. W koncu mozna odetchnac.

No comments: