Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Thursday, August 2, 2007

dzien z zycia...

Dzien z naszego zycia, odcinek z serii "wyczekana wizyta na placu zabaw, u dzieci".
Przychodzimy: trafiamy na pore przedobiadowa. Wychodzi Pani ze szczekaczka i cos gaworzy. Wszystkie zabawki zostaja schowane (sprzataja wszyscy) i dzieci biegna do tejze pani. Widze, ze i Lulek ma ochote, wiec mowie, zeby lecial. Caly zachwycony ustawia sie w kolku z innymi dziecmi, tuz kolo pani. W tym momencie pani zaczyna spiewac i cos pokazywac, wszystkia mamy i dzieci razem z nia. Tylko my stoimy jak traby - widze podkowke mojego Syna i sama mam ochote plakac. Przybiega do mnie. Usmiecham sie i mowie, ze nie rozumiemy, ale przeciez mozemy pokazywac tak jak inni. Lulek kreci glowka, wtula sie we mnie i jest na granicy placzu. Nie umiem Mu pomoc.

Piosenka sie konczy. Zrozumialam, ze pani zaprasza teraz wszystkich na obiad. Dzieci z okrzykiem radosci razem biegna do miejsca wydawania obiadu. Lulkowi znowu swieca sie oczka, wiec mowie, zeby biegl. Rusza zachwycony. Piec krokow dalej wpada na Niego jakas dziewczynka. Lulek leci z impetem na ziemie i jedzie po zwirze. Dziewczynka wraca i bardzo grzecznie przeprasza glaszczac przy tym Antka. Ten jest przerazony i nic nie rozumie.
Nie moge Go uspokoic. Widze, ze ma dosyc. Ja tez, ale zgrywam twardziela. Opowiadam Mu, jakie to smieszne zrobil bec, ze zaraz zjemy pyszna rybke i bedziemy jezdzic na rowerku.

Zjada. Pedzimy do rowerkow. Okazuja sie byc zamkniete na klucz. Czegos nie zrozumielismy. Odwracam wiec szybko uwage zawiedzionego Odkrywcy Swiata i mowie, ze przeciez moze sie bawic w piaskownicy z dziecmi. Idzie, ale juz para z Niego uszla. Ja siadam z boku, zeby uczyl sobie radzic bede mnie. Za chwile slysze placz. Ide. Mowi mi, ze starszy chlopiec zabral Mu ukochana (miejska) koparke. Tlumacze, ze moze poprosic i moze chlopiec Mu odda. Nie oddaje. Trudno. Sekunde pozniej chlopiec porzuca koparke i przejmuje ja natychmiast okolo 7-8 letnia dziewczynka. Ma trzy koparki. Bawi sie jedna, a dwie leza obok. Antos placze, wiec mowie, ze moze przeciez wziac jakas inna - probuje - dziewczynka rzuca sie na wszystkie trzy auta, przykrywa je soba.
Antos probuje pare razy (placzac coraz bardziej), dziewczynka nie odpuszcza. Tlumacze Synkowi, ze widocznie dziewczynka potrzebuje wszystkich aut i mozemy isc po jakies inne. Idziemy, ale Szynka szlocha pod nosem. Nie wybiera zadnego innego. Wraca do piaskownicy, podnosi porzucona koparke, ale dziewczynka znowu jest szybsza i silniejsza. W koncu wsadza sobie wszystkie auta miedzy nogi i bawi sie jednym.
Nie jestem w stanie nic zrobic.
Widze mojego Synka, zalanego lzami, pochylonego nad dziewczynka i mowiacego "poprosze bardzo", czekajacego az dostanie do raczki jakies auto; widze dzieci, kladace sie na zabawki, zeby nic nie ruszal.
Szynka nie przestaje plakac.
Mi tez leca lzy.
Wracamy do domu.

4 comments:

Anonymous said...

Mnie też poleciały łzy jak przeczytałam.
A da się coś zrobić z barierą językową? Bo tego, ze z dziećmi innymi nie bardzo to się domyślam.
Przytulam mocno.

Unknown said...

Blekitna, da sie!! zmienic kraj, z czego zamierzamy skorzystac. :D

Anonymous said...

I kawa? Wiesz, ja chętnie!!!!

Unknown said...

I kawa, i ciacho, i dialogi malo-dziewczynkowo-malo-chlopcowe. :D