Nawet nie wiedzialam, jak bardzo prawdziwe bylo moje przedwczorajsze stwierdzenie, ze "odbywamy ostatnie wycieczki rowerowe". No wiec ta przedwczorajsza byla zupelnie ostatnia.
Wczoraj zapakowalismy sie na plaze, zeszlismy do rowerowni i okazalo sie... ze mojego roweru nie ma!! W tym prawym panstwie ktos wlazl do piwnicy i sposrod trzydziestu innych rowerow wybral sobie moj i odejchal w sina dal, uwazac przy okazji fotelik Antosia. A jeszcze rano, jak Kot wychodzil do pracy - rower byl.
Swoja droga - niezle czlowiek glupieje w takim momencie. Zaczelam dumac czy aby na pewno gdzies na nim nie pojechalam i nie zapomnialam nim wrocic, czy nie zaparkowalam gdzies indziej. Rozumiem juz czemu ludzie, ktorym ukradna auto z parkingu, przeczesuja najpierw inne wszystkie miejsca w poszukiwaniu zguby.
Tlumaczymy sobie, ze mamy szczescie. Bo Lulkowy kask wyjatkowo poszedl z nami dzien wczesniej do mieszkania - wiec nie zostal skradziony, bo i tak lecimy za trzy dni i po porstu w Polsce kupimy nowy rower...
No, ale niesmak pozostal. Jakby mi rabneli ten rower chociaz dzien wczesniej - jak go porzucilam nad jeziorem i poszlam sie kapac 200m dalej - to bym wiedziala, ze moja wina, ze moglam bardziej uwazac. A tak?? A tak to wiem, ze Finlandia nas nie lubi i pora wracac do siebie. ;)
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
Wracajcie. My czekamy :-)
A rower olać, trudno.
Post a Comment