Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Tuesday, September 4, 2007

komary

Zaczęło się od jednego, niegroźnego ugryzienia na brzuchu. Zabiłam gadzinę, ale Lulek i tak zaczął lekko puchnąc. Wieczorem Lulek poszedł spacerować z Babcią. Wrócili z dwoma ugryzieniami na policzku i dodatkowym na brzuchu. Posmarowałam fenistilem cała zachwycona, że chyba na polskie komary Antul mniej uczulony, bo opuchlizna mniejsza, niż w Finlandii. Zadowoleni poszliśmy spać.
Następnego dnia rano ugryzienia były już wszędzie: we włosach, na twarzy, na plecach, brzuchu, nawet pod pieluszką. Spanikowana przeszukiwałam łóżeczko w poszukiwaniu ukrytej, krowiożerczej gadziny. Nic. Zaniepokoiły mnie te ugryzienia pod pampersem... ciężko byłoby się dostać pod te wszystkie warstwy... zarządziłam wycieczkę do lekarza.
W ten sposób odkryliśmy, że tym razem uniknęliśmy co prawda zapalenia oskrzeli po locie samolotem... ale złapaliśmy ospę. :D

3 comments:

Anonymous said...

o kurcze. dobrze, ze Cie tknęło ;)
Zdrowia życzę.

Unknown said...

wiesz... w sumie to sie ciesze, ze bedziemy mieli z glowy. ;)

majka said...

zdrówka dla Antuli!!!
masz, rację. bedziecie mieli już to za sobą :)