Po roku mieszkania w Finlandii, udalo mi sie dotrzec dalej, niz Espoo, Vantaa i Helsinki. Kot zostal w domu. Wyprawa z Lulkiem i znajomymi. Cel: Porvoo.
To urokliwe miasteczko lezy pod dwoch stronach rzeki. Po jednej stronie jest stara czesc, po drugiej - udajaca stara (na zdjeciu za Lulkiem zamarznieta rzeka, a z tylu te nowe domki; obiecuje, ze kiedys naucze sie robic zdjecia).
Najwieksza ozdoba Porvoo byla XVIII wieczna katedra. Niestety, rok temu jakis oszolom podpalil ja i wiekszosc splonela. Dzis mozna ogladac piekne rusztowanie, szczelnie chowajace caly budynek. Az zaluje, ze nie zrobilam fotki.
Zachowalo sie na szczescie stare miasto, pelne waskich uliczek i osiemnastowiecznych domkow. Wszedzie widac sklepiki z pamiatkowymi drobnostkami, muzea.
Na liczacej 50 km trasie Helisnki-Porvoo zmarzlam na kosc. Jechalam autem z kolezanka i dopiero w Porvoo odkrylysmy, ze cieplej bedzie, jak wlaczymy ogrzewanie (nie, nie jestesmy blondynkami). W miedzy czasie nawet szyby lekko przymarzly, dzieci - na szczescie - poubierane w kombinezony, czapy i szale nie poczuly tego az tak bardzo. Tylko madre mamuski uznaly, ze w aucie MUSI byc cieplo i sie porozbieraly. Zmarzlam tak, ze na miejscu w nosie mialam zwiedzanie i zachcialo mi sie NAJPIERW ogrzac w knajpce.
Jak z niej wyszlysmy - magiczna godzina minela i wszystkie sklepiki byly zamkniete. Pozostalo nam podziwianie wytworow finskiej kultury przez szyby wystaw. Ale nie ma tego zlego... jest pretekst, zeby jeszcze tam wrocic.
No comments:
Post a Comment