Tolek i MaTolek

Tolek i MaTolek

Thursday, March 29, 2007

rowery

Od otwarcia sezonu staramy sie nie tracic zadnej okazji i z autobusu przesiedlismy sie na rowery.
Brzuchy maleja, Lulek zachwycony, my (pewnie) zdrowsi.
Kot dorobil sie juz nawet drugiego pedala, choc prawie nie narzekal jezdzac z jednym.
Nasz rodzinny peleton wyglada tak: ja z Antulem w foteliku, a za nami Kot. Kolejnosci odwrocic sie nie da, bo Koci rower jest bezblotnikowy i jak to On jedzie z przodu, to ja przezuwam zwirek pryskajacy Mu spod kol.
No wiec ja sobie pedaluje i jade, rozkoszujac sie widokami, slonkiem i dialogami z Lulkiem. A Kot... sie smieje i co chwila zeskakuje z roweru, czasem dosyc niekontrolowanie. A potem mi tlumaczy, ze zajechalam Mu droge, ze za gwaltownie zahamowalam, ze nie sygnalizowalam, ze bedziemy skrecac, albo ze jak sie rozgladam, to mi sie kierownica buja na boki. (Co do bujania, to sie nawet troche zgadzam: w samochodzie opieralam sobie lokiec na oknie i nic mi sie nie bujalo. A na rowerze to gdzie mam sobie ten lokiec oprzec?). No wiec bujanie - ok. Ale reszta?? Po glowie kolacze mi sie cos o zlej baletnicy i rabku u spodnicy... ale milcze usmiechnieta. Coz by mi dalo takie przyslowie, chocby i najlepiej dopasowane? A tak - my z Lulkiem zachwyceni widokami, Kot caly usmiechniety i jeszcze refleks cwiczy. Po co cos zmieniac, jak nam wszystkim dobrze? ;)

1 comment:

Anonymous said...

Zazdroszczę tej przyrody... w takich okolicznościach natury, to dopiero jest frajda.
A Kot... coś kombinuje ;)